Kot Simona. Sam o sobie
Na początku były krótkie animacje, teraz jest książka. Co istotne, zarówno w ruchomej wersji, jak i tej statycznej, tytułowy kot bawi równie znakomicie.
Simon Tofield to angielski rysownik i reżyser związany z wytwórnią Tandem Films. Podobnie jak większość twórców, swoje umiejętności wykorzystał on do opowiedzenia o życiowej pasji. Nie było by może w tym nic zaskakującego, gdyby nie fakt, że największą pasją Simona są koty. Sam posiada ich aż trzy. Stały się one protoplastami tytułowego „Kota Simona”.
Na okładce omawianej pozycji widnieje informacja, że „Kot Simona” ma 30 milionów fanów na YouTube. Każdy, kto zobaczy którąś z animacji z tym zwierzakiem, od razu go pokocha. Nie dziwi zatem ilość fanów. Nie powinno też dziwić, że na kanwie tej popularności powstała książka, a właściwie niemy komiks, gdyż „Kot Simona. Sam o sobie” to zbiór ilustracji składających się na perypetie tytułowego bohatera. Kreska, którą operuje autor, jest niezwykle prosta, dzięki czemu przedstawione sytuacje nabierają dodatkowej wyrazistości. A sytuacje te powinny być dobrze znane każdemu miłośnikowi kotów: podrapane meble, rozgrzebane śmieci, nocne „zaśpiewy”. Wszystkie kocie wady ukazano w tym komiksie z całą bezwzględnością. Jednak nie jest to obraz złośliwy, wręcz przeciwnie: Simon uwielbia swojego pupila i ze zrozumieniem przyjmuje większość jego wybryków. To po prostu zabawna opowieść o niełatwych relacjach właściciel-zwierzak.
To, co od razu rzuca się o oczy, to fakt, że tytułowy kot jest po prostu kotem – nic ponad to. Każdy, kto przywykł do komiksowych i kreskówkowych kotów pokroju Garfielda, powinien przed lekturą o nich zapomnieć i zastanowić się, jakie koty są naprawdę. Dobra zabawa gwarantowana. „Kot Simona. Sam o sobie” to niedrogi, doskonale wydany albumik. Doskonały pomysł na prezent dla wszystkich: starszych, młodszych, kobiet i mężczyzn, a przede wszystkim dla miłośników kotów.